Sześć kółek i cztery łapy na Suwalszczyźnie

Rowerem z psem - trasa wokół Suwalszczyzny
Rowerem z psem - trasa wokół Suwalszczyzny
Rowerem z psem - trasa wokół Suwalszczyzny

To będzie tekst o tym, dlaczego warto marzyć i czym może skończyć się sytuacja, kiedy bardzo, bardzo czegoś chcemy. Bo jeżeli tylko to jest dobre i w zgodzie z nami, to wszystko, ale to absolutnie wszystko sprzymierza się, żeby tylko takie marzenie się spełniło.

W tym roku sprzyjały nam rzeczy, które pozornie wydawały się przeszkadzajkami, a wsparcie dostaliśmy nawet zza Oceanu! Dzięki temu przeżyliśmy superfajną przygodę z rowerami i psem w rolach głównych. A było tak:

Pomysł

"Ależ mam psa wariata! Kto by chciał zostać z takim na wakacje... No a poza tym przecież to kochany wariat. Przeżyć przygodę z kimś takim to by było coś!" - to myśli, które kiełkowały mi w głowie zaraz po tym, jak ze schroniska w Rudzie Śląskiej adoptowałam psa Łyska. Z Zorbą - moim starym, najukochańszym labradorem, który wiosną tego roku odszedł do psich aniołów - zupełnie takich pomysłów nie miałam (Zorbek nie był tak ruchliwym psem, dlatego pewnie wyjazd z nim oznaczałby nieustanne ciągnięcie w przyczepie 35 kilogramów). Z Łyskiem jest zupełnie inaczej - wyjazd, na którym mógłby się wyżyć, to dla niego zbawienie i każdy taki wypad odsuwa w czasie autoeksplozję z nadmiaru energii. Tak myślałam wtedy i się nie pomyliłam.

I chociaż takie myśli pojawiały się coraz częściej, to przez dwa lata nic z nimi nie zrobiłam. Po prostu sobie marzyłam. Aż do tej zimy - zadałam wtedy pierwszy raz pytanie: "a może pojedziemy na rowery z Łyskiem i przyczepą?". Trudno to wytłumaczyć, ale wypowiadając te słowa, miałam już wszystko w głowie ułożone - mapy, rowery, namiot, zakup przyczepy. "Jasne, czemu nie". Ach, więc trzeba teraz przekuć to w czyny. OK.

Realizacja

O tym, jak wyglądały przygotowania do zakupu przyczepy i w jaki sposób weszliśmy w posiadanie vana wśród powozów dla psów - Burley Tail Wagon - pisałam tutaj: Łapy, które biegną, jak jadą, czyli… ruszamy na wyprawę!

Gdy już mamy przyczepę, przychodzi czas na inne elementy, które na szczęście w większości mamy. Sakwy bierzemy te, których używałyśmy z mamusią na wyjazdach do Skandynawii, a dwa lata temu - z Warszawy nad morze. Namiot znajduję na strychu. Jest trzyosobowy (a czasem i cztero-), z ogromnym przedsionkiem. Zakładamy, że być może będzie potrzeba schowania do namiotu rowerów, a to z takim przedsionem problemu nie stanowi. Ostatecznie okazuje się, że przedpokój służy głównie... do ustawienia budy kundla, w którą zmienia się przyczepa, gdy odkręcamy od niej koła. Po przyjeździe na miejsce noclegu po prostu rozkładamy namiot, do przedsionka wstawiamy przyczepę i instalujemy w niej psa. Łysek tak bardzo zżywa się z nią, że traktuje ją jak swój mały domek – błyskawicznie zwija się w kulkę i zasypia. Gdy już mamy wszystko, zaczyna się nerwowe trzymanie kciuków za pogodę. Bo czasu już bardzo niewiele, a upałów jakoś brak. "To może jeszcze wezmę bluzę? Taką na zimę? No i te cienkie rękawiczki też się mogą przydać, nigdy nie wiadomo, czy nie będzie strasznie, strasznie zimno…". I pakuję.

O tym, jaki sprzęt zabraliśmy i jak poszczególne rzeczy przydają się na wyprawie, przeczytacie tu: Z psem na rower. Jak się do tego przygotować?

Najpierw zawody

Chwilę przed wyjazdem, dosłownie kilka godzin wcześniej, odbieram jeszcze z serwisu mój rower. - Mam nadzieję, że pani dojedzie - mówi gość, który wymieniał mi linki i miał zerknąć na tylną piastę, która miała trochę luzu. Jak oddawałam mu pomarańczówkę, czyli mój ukochany rowerek, mówiłam, że potrzebuję go na zawody. Nie wspomniałam słowem o tych kilkuset kilometrach, które planowaliśmy na następne dni, dlatego gdy słyszę, że mogę nie dojechać, traktuję to naprawdę na serio. "Co tu robić, co tu robić?" -myślę w panice. Na serwis piasty czasu już nie ma, dlatego w biegu, w promocji, kupuję całe koło do wymiany. To prostsze niż wymieniać samą piastę, a przecież jakoś jeździć muszę!

To, jak wygląda auto, którym podróżujemy, to opowieść na osobny tekst. Czujemy się jak w cygańskim taborze. Auto zapakowane jest po brzegi, w nogach plącze się kundelek, a rzeczy wysypują się przy każdym otwarciu drzwi. Do tego jeszcze to latające wszędzie koło zapasowe... Poza naszym rowerowym wyjazdem, przygotowani jesteśmy też na tydzień niejeżdżenia, a do tego jeszcze przed naszą wyprawą mamy zamiar po raz pierwszy wystartować w zawodach na orientację na rowerze - Mazurskich Tropach. Och, jakbym chciała już być w jakimś stałym miejscu i wszystko ułożyć...

Na szczęście jeszcze przed startem moja "zepsuta" piasta zostaje naprawiona przez dwóch rowerowych magików (dziękuję!). - Długo jeszcze na tym pojeździsz, po prostu tam jedna część wpadła do środka, trzeba było ją rozkręcić i jeszcze raz dokręcić - mówią. "Muszę się nauczyć serwisować piasty" - myślę zupełnie poważnie. Kilka dni wcześniej nauczyłam się wymieniać suport, korbę i kasetę, więc czemu nie serwis piasty...

Dwa dni po MT znów siedzimy w siodłach. Jedziemy na Naszą Wyprawę z Psem i Przyczepą!

Dzień pierwszy: Z Miłek do Gołdapi

- Pojedziemy na początku chodnikiem. Tutaj wszyscy tak jeżdżą - mówi Marcin. Posłusznie słucham i stosuję się do rady. Okazuje się, że słusznie - trasa z Orzysza do Giżycka, którą mamy przejechać pierwszych kilka kilometrów, jest mocno nieprzyjemna. Kierowcy omijają nas szerokim łukiem, jak tylko mogą, ale nie zawsze mogą, bo czasem nie mają miejsca. Wtedy zamiast poczekać, aż będą mieli, mijają nas "na papierek". No ale co zrobisz, trzeba przeżyć. Przywiązany do sztycy przy rowerze Łysek leci jak naspidowany, a ja za bardzo go nie zatrzymuję - też chcę to mieć za sobą. Na szczęście niedługo jest już po wszystkim - zjeżdżamy z drogi wojewódzkiej i od tej pory wybieramy już tylko od powiatowych w dół. Ale bardziej w dół, powiatowych też nie lubimy.

Trasę mamy nieco naokoło - najprostsza byłaby nudna, a my chcemy jeszcze zobaczyć kawałek Puszczy Boreckiej - dlatego wybieram mało oczywiste drogi między jeziorami. Tam też dopadają nas pierwsze szutrowe drogi i kolejny już tego dnia zachwyt. Ciągnące się wzdłuż drogi po obu jej stronach jeziora, do tego piękne złotawe już trochę słońce i nieduże, urokliwe domki. Bardziej niż w samej puszczy, podoba nam się na otwartych przestrzeniach, z widokami i wolnością. I tylko trochę przeszkadzają tarki na szutrowych drogach, które wytrząsają wszystko, co tylko nie jest dobrze przypięte do roweru. Poza tym jest bosko!

- Ciekawe, jak wygląda to Green Velo. Bardzo jestem ciekaw. - No, ja też, czuję nawet taką ekscytację, że tam będziemy! - takie wymiany zdań prowadzimy ciągle. Pierwszy odcinek tych wspaniałości mamy napotkać tuż przed Gołdapią, czyli miejscem naszego pierwszego noclegu.

I gdy w końcu nadchodzi ten moment, przychodzi też... zdziwienie. Bo zamiast asfaltu czy dobrych szutrówek, jedziemy drogą, która zapada się pod kołami, a do tego z obu stron ograniczona jest okropnymi, ciężkimi, grubymi barierkami. Nawierzchnia daje przez chwilę nadzieję na to, że jest tylko stanem przejściowym przed asfaltem, ale to wszystko rozwiewa napotkany rowerzysta.

- Nieee, to już tak zostanie, to skończony odcinek. Nie jest źle, fajnie się jeździ - mówi nam. - No tak... ale bez obciążenia. Z sakwami strasznie się zapadamy - skarżymy się. Rowerzysta jednak jest uśmiechnięty i patrzy pozytywnie - gdybyśmy jechali dalej tą trasą, napotkamy na jeszcze gorszy odcinek Green Velo. Ten naprawdę nie jest zły - przekonuje. My jednak, gdy tylko nadarza się okazja, ewakuujemy się ze szlaku. Wracamy na niego dopiero przed samą Gołdapią. Wtedy jest już asfaltowy i piękny.

W Gołdapi decydujemy się na nocleg jednak na kwaterze. To wyjątkowo zimny czas - w nocy temperatura spada poniżej 10 stopni. Na zawodach dwie noce telepaliśmy się w namiocie w zimnicy, teraz chcemy trochę się zagrzać.

Trasa z Miłek do Gołdapi (endomondo)

Dzień drugi: Z Gołdapi do Wiżajn

Drugiego dnia podróży MOR-y, czyli Miejsca Obsługi Rowerzystów na Green Velo (na które ciągle co jakiś czas wjeżdżamy) zmieniają się trochę. Znikają kibelki, a pojawiają się dziwne rozwiązania - np. MOR bez wjazdu dla rowerów, żeby się na niego dostać, trzeba brnąć przez piach i błoto. Zauważamy, że zbiega się to ze zmianą województwa. W Warmińsko-Mazurskiem kibelki są, a na Podlasiu już nie...

Jednak to właśnie częściowo na odcinkach Green Velo natrafiamy na chyba najpiękniejsze miejsce na naszym wyjeździe. Gdy już zobaczymy gigantyczne wiadukty w Stańczykach, wjeżdżamy w drogę poprowadzoną starym nasypem kolejowym. Po bokach mamy łąki i pagórki, co i rusz trafiają się bagna, a z krzaków ciągle pokrzykują gdzieś żurawie. Gdybym zobaczyła bażanta, pewnie nawet bym się nie obejrzała. Ale żuraw?! Zobaczyć go to dla mnie duża rzecz!

Gdy opuszczamy te piękne szutry, do zaliczenia mamy jeszcze jeden bardzo solidny podjazd pod Wiżajny i nocleg. Z trasy wydzwaniamy agroturystykę na półwyspie nad jeziorem. Nocleg pod dachem wybieramy nie tylko ze względu na chłód. Z prognoz wynika, że następny dzień to wielka pompa. Lepiej mieć dobre schronienie, bo jest duże prawdopodobieństwo, że nie ruszymy się od domu na krok!

Trasa z Gołdapi do Wiżajn (endomondo)

Dzień trzeci: Wycieczka nad Hańczę. "Koło ci spuchło!"

Jak zapowiedzieli, tak zrobili. Zrobili nam deszcz i to taki, który jakoś nie chce się skończyć. Pies po dwóch dniach wycieczki jest już mocno zmęczony, dlatego bez problemu przyjmuje fakt, że to dzień odpoczynku. Nie dokazuje, nie węszy, tylko śpi cały dzień. Dzięki temu czwartego dnia będzie radosny i wypoczęty.

My też początkowo cieszymy się z odpoczynku. Wysypiamy się do oporu (w sumie jak jedziemy, to też się wysypiamy), oglądamy filmy (bo w naszym pokoju jest telewizor) i czytamy gazetki. I przez te kilka godzin tak przewalamy się w barłogu, że pod wieczór bolą mnie już plecy i nogi od tego nicnierobienia. Dlatego, gdy tylko przestaje siąpić, wystrzeliwujemy z kwaterki jak z procy i wsiadamy na nasze rowerki. Na wycieczkę, tylko na wycieczkunię malutką się przejedźmy, bo ileż można siedzieć!

Za cel wybieramy jezioro Hańcza - być tu i nie zobaczyć? Tak nie można. I rozpędzamy się od razu na początku, łapiemy wiatr, liczymy bociany (a jest co liczyć) i podziwiamy domki w pięknych miejscach. Ani się oglądamy, a już jesteśmy nad jeziorem Hańcza (piękne!). Oglądamy fundamenty starego dworku, przyglądamy się jezioru i lecimy dalej. Chcemy jeszcze objechać je dokoła i wrócić do naszego domu przed wieczorem.

- To niezły pomysł na biznes, nie? Taki serwis rowerowy, który wzywałoby się na miejsce, gdyby coś stało się z rowerem na kompletnym zadupiu. Takie rowero-casco. Nie? Dobry pomysł? - dopytuję ze przekonaniem, że taka koncepcja na pewno funkcjonuje i ktoś już wpadł na coś takiego wcześniej. I jedziemy tak sobie spokojnie, bo przecież rowery trochę ogarniamy, narzędzia są. Co się niby może stać?

Na odpowiedź nie czekamy długo. - Coś mi koło bije, zobacz, co z nim jest nie tak - mówi Marcin. - Zaraz zaraz... o cholera! - odpowiadam i próbuję jak najbardziej odwlec komunikowanie wyroku, szukam dobrych słów. - Masz... o nie... koło ci spuchło! - w końcu wyduszam z siebie. Zatrzymujemy się i dokładnie oceniamy rozległość obrażeń: opona jest napompowana, trzyma powietrze, ale całość jakby nabrzmiała i wywaliło kawałek obręczy z obrysu koła. Wyglądało dosłownie tak, jakby spuchło koło. To pewnie działo się już od jakiegoś czasu, bo już wcześniej czuć było, że szura hamulec, ale na samym kole nic nie zauważyliśmy. Teraz z daleka było już widać, że coś jest nie tak. Wiadomo już, że o ruszeniu z czymś takim z sakwami i przyczepą nie ma mowy. Problem w tym, że najbliższy serwis rowerowy jest w Suwałkach, ponad 30 km na południe od Wiżajn. Dojazd do klienta? Nie ma opcji.

Nasze "spuchnięte" koło (fot. Kasia Karpa)

- Zapytamy gospodarzy. Albo pojadę tam autobusem z kołem i wrócę z nowym. Albo może przełożymy koło z jednego do drugiego roweru, przywiążemy to zepsute i pojadę rowerem, ale wtedy zmęczę się już przed trasą... - kombinujemy. W końcu staje na tym, że następnego dnia przekazujemy koło gospodarzom, a oni przy okazji robienia zaopatrzenia dla swojej firmy, zawożą je do Suwałk do serwisu, a potem zabierają naprawione z powrotem do Wiżajn. Robota na miejscu trwa kilka godzin - suwalski mechanik postanawia przełożyć szprychy ze starego koła do nowego. 100 zł - usłyszymy potem.

Wycieczka nad Hańczę (endomondo)

Dzień czwarty: z Wiżajn do Puńska

Do popołudnia dzień zlatuje nam na czekaniu na koło. Rano jeszcze wybieramy się na rowerowo-biegową (no bo mamy tylko jeden rower i tylko jedną parę butów do biegania - na szczęście ten kto ma rower, to nie ten sam członek wyprawy, który ma buty) wokół jeziora Wiżajny. Widzimy z daleka granicę - po mapie widzę, że biegnie wzdłuż lasu. W najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie, że będę w tak dalekim prawym górnym rogu Polski na rowerze jeździć. To faktycznie ostatnia polska droga na północny wschód!

Gdy wracamy, musimy jeszcze trochę poczekać na nasze koło. Ruszamy dopiero po południu. I znów ostatnimi drogami przed granicą - tym razem widzimy ją bardzo dokładnie, bo pod lasem ustawione są biało-czerwone słupki. Teraz zamiast Green Velo prawie cały czas towarzyszy nam szlak wokół Suwalszczyzny R65. Prowadzi w dużej mierze szutrami, ale starymi, dlatego lepiej są ubite od nowo nasypanych Green Velo. I tak radośnie i beztrosko docieramy do Puńska.

Wieczorem, tuż przed zamknięciem sklepu, postanawiamy potwierdzić, czy w okolicy faktycznie jest kemping, który mamy zaznaczony na mapie. To ma być pierwsza noc od startu, którą spędzimy w namiocie. Wyszukuję telefon, dzwonimy, a tu nic. Spoko, znajdziemy jakąś agro z możliwością rozbicia namiotu. Dzwonimy pod kilka numerów, a tu nic - albo nie odbierają, albo nie chcą rozmawiać. W ogóle nie idzie się dogadać!

- Spróbujmy podjechać do jednej restauracji tutaj, oni mają też jakąś agro niedaleko, najwyżej podjedziemy kilka kilometrów - proponuję. I tak robimy. Z tym że restauracji nie ma. Otwiera nam za to młoda kobieta. - Namiot? Zaraz zapytam - mówi i wykręca numer. A potem dzieją się czary. No bo ona najpierw długo rozmawia po litewsku, a potem, gdy już mamy wrażenie, że chyba się nie uda, bo jakaś taka smutna, odsyła nas do wioski obok, że jednak możemy się rozbić. - Znajdziecie. Trakiszki. W prawo, w lewo i prosto i tam będzie napisane, że jest agroturystyka. Rozbijecie się nad stawkiem - instruuje. Wydaje się być proste.

I jedziemy, skręcamy jak trzeba, jest tablica "Trakiszki", jest stawek, ale niczego poza tym. To znaczy jest duży dom i drugi budynek, w którym znajdują się pokoje dla gości, jest tabliczka "agroturystyka", ale nikogo w okolicy. Nie możemy potwierdzić, że to tu, że w ogóle nas tu chcą. - Pewnie są na meczu, czyli nieprędko wrócą. No ale zgoda była, możemy się rozbijać - głośno myślę. Rozkładamy więc namiot i w romantycznych okolicznościach upijamy trochę wina. Rano okaże się, że gospodarz wrócił w nocy i trochę się zdziwił, że u niego jesteśmy. Ale potem przypomniał sobie, że przecież pozwolił. Pieniędzy za nocleg nie chce, pozwala korzystać z łazienki.

Jak się potem okazuje, po polsku mówi, ale tylko jak rozmawia z którymś z nas, między sobą ludzie mówią tu już po litewsku. Dlaczego - dowiadujemy się potem. Puńsk to po prostu centrum kultury litewskiej po naszej stronie granicy. Jak mogliśmy nie sprawdzić tak podstawowej rzeczy przed wyjazdem? Ano mogliśmy - Puńska w ogóle nie planowaliśmy na naszej trasie! A warto było zostać tam chwilę dłużej, bo jest tam bardzo fajna wioska, w której dużo można się o regionie dowiedzieć. Opowiadają o tym bardzo fajne panie, które poprzebierane są w tradycyjne stroje i wciąż się uśmiechają. - Dzisiaj akurat uczymy się z dzieciakami pisać piórem - mówi mi jedna z nich, bardzo podekscytowana, w czasie krótkiej rozmowy. I faktycznie - z sąsiedniej sali słychać śmiechy maluchów. Na odległość czuć tu pasję i chęć robienia fajnych rzeczy!

Trasa z Wiżajn do Puńska (endomondo)

Dzień piąty: z Puńska do Wigier okrężną drogą

Piątego dnia znów ma padać. Wiemy o tym, ale jesteśmy spokojni - w razie czego zatrzymamy się pod sklepem i przeczekamy. Ulewa ma trwać godzinę-dwie, akurat w porze, w której przyda nam się odpoczynek. Pewnie wcześniej zatrzymamy się pod sklepem na śniadanie, a potem zobaczymy, jak daleko dojdziemy i przy kolejnym znów zrobimy postój. Na loda i picie! - planujemy.

Niedługo po starcie dobijamy do granicy z Litwą i pięknego jeziora Gaładuś. Znów jedziemy ostatnią drogą wzdłuż granicy, a tym razem wije się ona po pagórkowatym brzegu jeziora. Po drugiej jego stronie jest już Litwa. I chociaż widoki piękne, to powoli głodniejemy i zaczyna chcieć nam się pić. "Łysek to ma dobrze, idzie do jeziora i pije sobie, a my?" - zazdroszczę psu. Upał robi się już nieznośny, w powietrzu czuć nadciągającą wielką burzę, a nam już jakiś czas temu skończyła się woda. Tymczasem sklepu nie było ani na drodze do granicy, nie ma go wzdłuż jeziora, ani w Żegarach (chociaż, jak potem się okazało, jest za zakrętem), w których miało być tak pięknie, ale tego nie widzimy, bo: - Jeeeeeeść, piiiiiić! Chcę piiiiić! - narzekamy nawzajem.

Podsumowujemy, że sklepu nie widzieliśmy od jakichś 30 km. Co, jeżeli tak samo będzie przez następne 30? Zaczynamy niepokoić się nie na żarty, bo już nie tylko o głód i pragnienie chodzi, ale o chmury, które widać w oddali - burza będzie ogromna!

Mocno podenerwowani - bo jak Polak głodny to zły - lekko myląc drogę, przekraczamy w końcu DK 16 i najbardziej dziurawą drogą, jaką widziałam w życiu docieramy do Berżnik. W ostatniej chwili przed Wielką Burzą dobijamy w końcu do tamtejszego sklepu. Uffff. Jest jedzenie, suchy zakątek i ławka. Wyciągamy więc kuchenkę i gar, przekładamy tam zakupioną właśnie fasolkę po bretońsku i rozkoszujemy się wspaniałym smakiem. Popijając radlerki, patrzymy jak zza szyby na to, jak przez Berżniki przechodzi nawałnica. Potem okaże się, że burza wyrządza w kraju ogromne zniszczenia, my jednak jesteśmy na samym jej skraju. Na naszej trasie zobaczymy potem drzewa wyrwane z korzeniami i połamane jak zapałki, a na drogach trzeba będzie omijać połamane konary.

Tymczasem pod sklepem toczymy jeszcze rozmowy z lokalnymi mieszkańcami. Gdy tylko zaczyna się ulewa, przychodzi tam na piwko kilku chłopaków z pobliskiej budowy u księdza. - Nie możemy robić! -narzekają. I wcale nie ściemniają - im dłużej pada, tym dłużej zejdzie im z remontem przy kościele -robota się przedłuża, czyli nie można brać następnych zleceń. Przeczekują z nami pod daszkiem i wypytują, jak daleko jeszcze jedziemy. - Do Wigier - odpowiadamy. - Do Wigier? Tam daleko jest! - dziwią się i licytują, ile to może być kilometrów. Liczą ile jest drogami, którymi jeżdżą, sumują i wychodzi ok. 30. - 30 kilometrów jeszcze dzisiaj jedziecie? Tyle to ja w cały dzień robię - mówi jeden z nich. Zaraz potem przypomina mu się, jak spływał Czarną Hańczą kajakiem. Gdy odjeżdżamy, wciąż jeszcze słychać, jak w sklepie opowiada o wszystkim, co go na tej Hańczy spotkało - przenosiny kajaka, omijanie drzew...

Na trasie do Wigier łapie nas jeszcze jeden deszcz, ale potem nagle wyjeżdżamy spod ciemnej chmury i znów jest jeden z najpiękniejszych momentów naszej wyprawy - słońce, które łapie nas na leśnej, asfaltowej drodze. Łapiemy te promienie na zdjęciach i filmie, żeby zapamiętać na zawsze. Nasz dom rozbijemy na polu namiotowym pod samymi murami klasztoru nad Wigrami.

Trasa z Puńska do Wigier (endomondo)

Dzień szósty: z Wigier do Ełku… a właściwie pod Ełk

"Kiedy ranne wstają zorze, tobie ziemia, tobie morze..." - takie słowa, a właściwie dźwięki budzą nas o siódmej rano. Nie ma spania, jak nocuje się pod klasztorem! Zaraz potem pijemy już kawkę przy namiocie i jemy gotowane parówki. Kuchenka, czajnik i garnek dają tyle wolności - można jeść i pić w takich miłych okolicznościach... Potem spokojne zwiedzanie klasztoru i ruszamy dalej w naszą podróż. Dojechać mamy do Ełku, objeżdżając jezioro Wigry i przekraczając Puszczę Augustowską i rzekę Rospudę.

I już po kilku kilometrach mamy pierwszą miłą niespodziankę. - Knajpa! Może będą kartacze? - zastanawiamy się i wstępujemy do napotkanej knajpki. Zachęcają nas stojaki rowerowe i w ogóle atmosfera jakbyśmy byli tu bardzo mile widziani. Kartaczy natomiast szukamy już od jakiegoś czasu, ale ciągle coś nie możemy ich znaleźć. Te, które dostajemy, wyglądają i smakują wyśmienicie! Albo my jesteśmy tak głodni, że zjedlibyśmy konia z kopytami. Ale chyba jednak to pierwsze.

A potem jedziemy, jedziemy, jedziemy... aż docieramy do Aten. I znów zaskoczenie: nie wiedzieliśmy, że w ogóle taka miejscowość w naszym kraju istnieje (ignorantka ze mnie!). A że trasę wymyślałam na bieżąco, to też nie przygotowaliśmy się z miejsc, w których będziemy. A Ateny takie fajne! Wypoczynkowe, z jeziorem i rzeką. No pięknie!

Jakiś czas później przekraczamy granicę województw - wracamy na Mazury. I znów znajome widoki: czerwone domki, pagórki (bo w okolicach Augustowa było trochę bardziej płasko) i jeziora. Wzdłuż jednego z nich - jeziora Selmet Wielki, które znam z Ełckiej Zmarzliny 2015, półtora roku wcześniej latałam z mapą po krzakach po drugiej stronie – jedziemy na miejsce ostatniego noclegu. I chociaż wtedy, u schyłku dnia, gdy przejechane mamy już niemal 80 km, wydaje nam się niemożliwe, że będziemy tu spać (bo wszędzie brzeg albo prywatny, albo niedostępny), to niespodziewanie udaje nam się przekonać właścicielkę agroturystyki w Mrozach Wielkich, żeby przygarnęła do siebie naszą ferajnę. I śpimy tak, jak marzyliśmy – nad samym jeziorem. A wieczór spędzamy na pomoście...

Trasa z Wigier do Ełku (endomondo)

Dzień siódmy: powrót do domu

Ostatniego dnia zbieramy się sprawnie, bo w Ełku mamy sprawdzoną miejscówkę na śniadanie. Warunek jest tylko jeden: trzeba być tam do dziesiątej. Żegnamy się więc z naszą gospodynią i lecimy mało przyjemną drogą w kierunku miasta.

- Męczy pani psa! Nie widzi pani, że on nie ma siły?! Jemu jest gorąco, proszę przestać go męczyć - niemal ze łzami w oczach krzyczy na mnie kobieta, która spaceruje wzdłuż brzegu jeziora w Ełku. Początkowo wydaje mi się, że żartuje, ale okazuje się, że o takich rzeczach ludzie chyba zazwyczaj mówią poważnie. Próbuję przekonać ją, że to nie jest zwykły pies, że on uwielbia biegać, a to dopiero pierwsze kilometry, jakie pokonuje, a do tego wcale nie jest mu gorąco, ale ona ciągle krzyczy. - Jedźmy, daj spokój - mówi Marcin, więc uciekamy od zwariowanej pani. Uf. Pierwszy raz musiałam przekonywać kogoś, że właśnie w czasie biegu nasz pies jest najszczęśliwszy na świecie... Po chwili jesteśmy już na wymarzonym śniadaniu, które mija nam błyskawicznie.

A zaraz potem umaczoną do granic możliwości drogą lecimy w stronę domu. Kilka podjazdów i zjazdów, i... przekraczamy granicę gminy Miłki. Tam napotykamy jeszcze jedną niespodziankę: pozostałość po burzy sprzed dwóch dni.

Powalone drzewa. Krzyż - nienaruszony (fot. Kasia Karpa)

- Jak to się stało? - pytamy mężczyznę, który akurat wychodzi z domu obok. - Najpierw powaliło jedno, zaraz potem drugie. Prądu nie mamy, przystanek rozwalony, ale krzyża nie ruszyło! Proboszcz już był zdjęcia robić - mówi. Mocno zdziwieni jedziemy dalej.

Dom już blisko... tuż tuż... jeszcze skręt w lewo, w prawo, trochę prosto, w lewo... i nasza wycieczka się kończy. Chociaż nie, nic się nie kończy! Przecież całe #zycietowycieczka (z przerwami na pracę).

Tydzień później, już po urlopie, znów siedzimy w siodłach - w okolicach Białowieży...

Powrót do domu (endomondo)

Autor: Katarzyna Karpa / Źródło: dziewczynynastart.pl

Pozostałe wiadomości

Porzucone samochody, zalane drogi, sklepy z opróżnionymi półkami - tak wyglądał Dubaj w czwartek, dwa dni po obfitych opadach deszczu, które sparaliżowały pustynną metropolię. Wciąż występowały również utrudnienia na międzynarodowym lotnisku w Dubaju. W relacjach świadków szczególnie podkreślana była niezwykła gwałtowność zjawiska.

"Inwazja kosmitów", "apokalipsa". Krajobraz Dubaju po najgorszej burzy od dekad

"Inwazja kosmitów", "apokalipsa". Krajobraz Dubaju po najgorszej burzy od dekad

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters, The Guardian, CNN, BBC

IMGW wydał alarmy meteorologiczne. W nocy niebezpiecznie będzie w prawie wszystkich województwach. Jezdnie i chodniki skuje lód, a temperatura przy gruncie spadnie do nawet -6 stopni Celsjusza.

Oblodzone drogi i mróz. IMGW ostrzega

Oblodzone drogi i mróz. IMGW ostrzega

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Największy i najbardziej zaawansowany polski satelita zostanie w tym roku wyniesiony na orbitę okołoziemską. Technologia wykorzystana do jego budowy w przyszłości może zostać użyta także podczas misji w stronę Srebrnego Globu. Reporter TVN24 BiS Hubert Kijek był jedną z pierwszych osób, która miała okazję zobaczyć ten wyjątkowy sprzęt na żywo i porozmawiać z jego twórcami.

To najbardziej zaawansowany polski satelita. Zobacz go z bliska

To najbardziej zaawansowany polski satelita. Zobacz go z bliska

Źródło:
TVN24, PAP

Co najmniej 12 osób odniosło rany w wyniku trzęsienia ziemi, które w czwartkową noc nawiedziło Japonię. Wstrząsy o magnitudzie 6,6 spowodowały uszkodzenia budynków i dróg oraz przerwy w dostawie wody. Epicentrum zjawiska znajdowało się w strefie, która z uwagi na aktywność sejsmiczną znajduje się pod baczną obserwacją.

12 osób rannych po silnym trzęsieniu ziemi. "Uniknęliśmy najgorszego"

12 osób rannych po silnym trzęsieniu ziemi. "Uniknęliśmy najgorszego"

Źródło:
Kyodo News, NHK

Pogoda na jutro, czyli na piątek 19.04. Kolejne godziny przyniosą nam pochmurną i zimną aurę - termometry na wschodzie kraju pokażą nawet -2 stopnie Celsjusza. W ciągu nocy spodziewane są opady deszczu i deszczu ze śniegiem. Dość chłodny okaże się również dzień. 

Pogoda na jutro - piątek 19.04. W nocy lokalnie deszcz ze śniegiem i temperatura na minusie

Pogoda na jutro - piątek 19.04. W nocy lokalnie deszcz ze śniegiem i temperatura na minusie

Źródło:
tvnmeteo.pl

Kolejne dni przyniosą nam wiele niespokojnych chwil w pogodzie. Wiry niżowe będą wysyłały w naszą stronę kolejne fronty atmosferyczne, przynoszące ze sobą chmury, deszcz, a lokalnie nawet opady śniegu. Nocami temperatura przy gruncie spadnie do zaledwie -5 stopni Celsjusza.

Wiry niżowe sprawią, że w weekend miejscami sypnie śniegiem

Wiry niżowe sprawią, że w weekend miejscami sypnie śniegiem

Źródło:
tvnmeteo.pl

Nieproszony gość spowodował wstrzymanie odjazdu i aż 17-minutowe opóźnienie superszybkiego pociągu Shinkansen w Japonii. Pasażer zgłosił, że 40-centymetrowy wąż pełza między siedzeniami jednego z wagonów. Uznano za konieczne podstawienie innego składu.

40-centymetrowy wąż zatrzymał superszybki pociąg. Aż 17 minut opóźnienia najbardziej punktualnej kolei

40-centymetrowy wąż zatrzymał superszybki pociąg. Aż 17 minut opóźnienia najbardziej punktualnej kolei

Źródło:
CNN, Japan Times

Nagłe opady deszczu i krupy śnieżnej nawiedziły w czwartek Poznań, czego na własnej skórze doświadczył reporter TVN24 Aleksander Przybylski. Jak wyjaśniła synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek, nad Polską przechodzi masa zimnego, niestabilnego powietrza, która napędza te pogodowe zmiany.

Pogoda jest dziś chwiejna. Na reportera TVN24 spadła krupa śnieżna

Pogoda jest dziś chwiejna. Na reportera TVN24 spadła krupa śnieżna

Źródło:
TVN24, tvnmeteo.pl

W kwietniu zima lubi nam o sobie przypominać. W czwartek w części kraju pojawiły się opady śniegu. Są one związane z przechodzącym nad Polską chłodnym frontem atmosferycznym.

Kwiecień plecień na całego. W Polsce spadł śnieg

Kwiecień plecień na całego. W Polsce spadł śnieg

Źródło:
tvnmeteo.pl, Kontakt 24

Po gorącym, wręcz letnim początku kwietnia przeżywamy bolesne ochłodzenie. Jaka będzie druga połowa kwietnia i co pokazuje prognoza pogody na majówkę 2024? Najświeższe wyliczenia modeli meteorologicznych przejrzała nasza synoptyk Arleta Unton-Pyziołek.

Pogoda na majówkę 2024. "Widać światełko w tunelu"

Pogoda na majówkę 2024. "Widać światełko w tunelu"

Źródło:
tvnmeteo.pl

Słonica o imieniu Viola uciekła we wtorek z wędrownego cyrku odwiedzającego miasto Butte w stanie Montana. "Spacerowała sobie ulicą, pokonała jedną lub dwie przecznice" - informował szeryf.

Słonica uciekła z cyrku i chodziła po ulicy. Nagranie

Słonica uciekła z cyrku i chodziła po ulicy. Nagranie

Źródło:
Reuters

Potężna ulewa nawiedziła Dubaj i spowodowała, że zalane zostały drogi, metro i lotnisko. O sytuacji w największym mieście Zjednoczonych Emiratów Arabskich opowiadali Polacy.

"Zamknięte są szkoły, biura". Relacje Polaków z zalanego Dubaju

"Zamknięte są szkoły, biura". Relacje Polaków z zalanego Dubaju

Źródło:
Kontakt 24, Reuters

Doszło do kolejnej erupcji wulkanu Ruang położonego na indonezyjskiej wyspie o takiej samej nazwie. Władze wydały ostrzeżenie przed tsunami. Zamknięto też międzynarodowe lotnisko w mieście Manado.

Przez erupcję wulkanu zamknięto lotnisko. "Musimy zachować czujność"

Przez erupcję wulkanu zamknięto lotnisko. "Musimy zachować czujność"

Źródło:
Reuters, PAP, CNN

Największe od 75 lat opady deszczu nawiedziły Zjednoczone Emiraty Arabskie. - Woda na największej ulicy miała ponad metr głębokości, na 11 godzin utknąłem w samochodzie obok setek innych kierowców - powiedział Samir Saleh Din, mieszkaniec Dubaju.

Powodzie w Dubaju. "Chciałem kupić coś do jedzenia, wróciłem do domu dopiero następnego dnia"

Powodzie w Dubaju. "Chciałem kupić coś do jedzenia, wróciłem do domu dopiero następnego dnia"

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters, tvnmeteo.pl, PAP

Zjednoczone Emiraty Arabskie nawiedziła potężna ulewa. Ulice w Dubaju zamieniły się w rwące potoki. Dubajska policja uratowała kota, który kurczowo trzymał się łapami klamki zalanego samochodu.

Kot trzymał się klamki auta. Nagranie z zalanego Dubaju

Kot trzymał się klamki auta. Nagranie z zalanego Dubaju

Źródło:
Reuters, tvnmeteo.pl

Intensywne opady deszczu sparaliżowały Zjednoczone Emiraty Arabskie. W Dubaju, gdzie doszło do gwałtownej powodzi błyskawicznej, w 12 godzin spadło tyle deszczu, ile zwykle jest notowane przez rok. Czy zasiewanie chmur w ZEA, regularnie stosowane do modyfikacji pogody w tym kraju, mogło przyczynić się do tak katastrofalnej sytuacji?

Powódź błyskawiczna w Dubaju. Pytania o sztuczny deszcz

Powódź błyskawiczna w Dubaju. Pytania o sztuczny deszcz

Źródło:
Bloomberg, CNBC, WIRED, PAP, Reuters, AFP, tvnmeteo.pl

Na terenie jednej z posiadłości w mieście Wagga Wagga w Australii w wyschniętym potoku znaleziono ponad 500 martwych koni. Władze stanu Nowa Południowa Walia i lokalna policja wszczęły szeroko zakrojone śledztwo - podały lokalne media.

Ponad 500 martwych koni. Znaleziono je w wyschniętym potoku

Ponad 500 martwych koni. Znaleziono je w wyschniętym potoku

Źródło:
ABC, PAP, The Guardian

Chociaż mamy połowę kwietnia, to w polskich lasach pojawiły się już grzyby. I to takie, których występowanie przypada zwykle na początek maja. - Wegetacja rozpoczęła się już trzy-cztery tygodnie wcześniej niż zwykle - przekazał w rozmowie z tvnmeteo.pl Wiesław Kamiński, grzyboznawca. Jakie grzyby można już spotkać?

"Jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby sezon wiosennych grzybów zaczął się tak wcześnie"

"Jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby sezon wiosennych grzybów zaczął się tak wcześnie"

Źródło:
tvnmeteo.pl

Sytuacja powodziowa w Rosji i Kazachstanie jest bardzo trudna. Poziom wody w rzekach cały czas rośnie. Ewakuowano łączne 200 tysięcy osób. Żywioł zniszczył tysiące domów.

Ewakuowano 200 tysięcy osób. "Natychmiast udajcie się w bezpieczne miejsca"

Ewakuowano 200 tysięcy osób. "Natychmiast udajcie się w bezpieczne miejsca"

Źródło:
Reuters

Ciepły początek kwietnia spowodował, że na tatrzańskich szlakach możemy natknąć się na jedyny jadowity gatunek węża w Polsce, czyli żmiję zygzakowatą. Jad może być niebezpieczny dla dzieci, osób starszych lub uczulonych, dlatego kiedy dojdzie do ukąszenia, zawsze należy zadzwonić po pomoc.

Żmije zygzakowate. "Gdy je zobaczymy, oddalmy się, pozostawiając je w spokoju"

Żmije zygzakowate. "Gdy je zobaczymy, oddalmy się, pozostawiając je w spokoju"

Źródło:
PAP, tvnmeteo.pl

Po wyjątkowo ciepłym początku kwietnia do Polski powróciła zimowa aura. Śnieg spadł we wtorek rano na północy kraju. Ochłodzenie może trwać nawet do końca kwietnia.

Załamanie pogody. Wróciły opady śniegu

Załamanie pogody. Wróciły opady śniegu

Źródło:
tvnmeteo.pl, Kontakt 24, TVN24

W samolot Polskich Linii Lotniczych LOT nad Szczecinem uderzył piorun. Maszyna musiała zawrócić do Warszawy.

Piorun uderzył w samolot LOT

Piorun uderzył w samolot LOT

Źródło:
tvnmeteo.pl

Pożar wybuchł w zoo w Eupatorii w nocy z poniedziałku na wtorek. Ogród zoologiczny położony jest na anektowanym przez Rosję ukraińskim Krymie. Jak podał portal Krym.Realii, tamtejsza filia Radia Swoboda, w wyniku żywiołu zginęło ponad 200 zwierząt.

Pożar w zoo na Krymie. Zginęło ponad 200 zwierząt

Pożar w zoo na Krymie. Zginęło ponad 200 zwierząt

Źródło:
PAP, novinite.com, Krym.Realii

Co najmniej 19 osób zginęło w wyniku gwałtownych powodzi w Omanie. Większość ofiar to dzieci - podał w poniedziałek dziennik "Times of Oman", powołując się dane władz w Maskacie. Ewakuowano ponad tysiąc osób ze szkół.

Kataklizm w Omanie. Nie żyje 19 osób, większość to dzieci

Kataklizm w Omanie. Nie żyje 19 osób, większość to dzieci

Źródło:
PAP, Reuters, "Times of Oman"

Kawałek metalu, który 8 marca spadł na dom Alejandra Otero w Naples na Florydzie, pochodził z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) – potwierdziła w poniedziałek NASA. Obiekt uszkodził dach budynku i przebił się przez jego dwa piętra. 

Kawałek metalu przebił dwa piętra domu. NASA ujawnia, skąd pochodzi kosmiczny śmieć 

Kawałek metalu przebił dwa piętra domu. NASA ujawnia, skąd pochodzi kosmiczny śmieć 

Źródło:
ABC News, TVN24.pl

Ląduje w filiżance wielu z nas każdego dnia, a niektórzy nie wyobrażają sobie bez niej poranka. Badacze z Uniwersytetu w Buffalo, którzy przyjrzeli się przeszłości kawy, ustalili właśnie, że jej najpopularniejszy gatunek zaczął pojawiać się na pierwszych krzewach już ponad pół miliona lat temu.

Naukowcy obliczyli, ile lat ma najpopularniejsza kawa na świecie

Naukowcy obliczyli, ile lat ma najpopularniejsza kawa na świecie

Źródło:
PAP, tvnmeteo.pl

Rozpoczęło się czwarte światowe blaknięcie raf koralowych. Jak potwierdzili badacze z amerykańskiej Narodowej Służby Oceaniczno-Atmosferycznej, doszło do niego w ponad połowie wodnych ekosystemów. Chociaż proces ten do tej pory był odwracalny, naukowcy obawiają się, że tym razem stracimy wiele raf.

Rafy koralowe blakną przez stres cieplny. "Przekroczyliśmy punkt krytyczny"

Rafy koralowe blakną przez stres cieplny. "Przekroczyliśmy punkt krytyczny"

Źródło:
Reuters, NOAA

Nowy gatunek mrówki, nazwany na cześć Lorda Voldemorta, czarnego charakteru z serii "Harry Potter", został odkryty w Australii. Jak tłumaczyli badacze, którzy wpadli na jego ślad, owad ma sporo wspólnego z Mrocznym Panem - ma smukłe i wydłużone ciało, a swoje dnie spędza w ciemnościach.

Oto mrówka Lorda Voldemorta. "Przerażający łowca w ciemności"

Oto mrówka Lorda Voldemorta. "Przerażający łowca w ciemności"

Źródło:
University of Western Australia

Charakterystyczny ślad na powierzchni Plutona przypominający serce najprawdopodobniej powstał w wyniku zderzenia z innym ciałem niebieskim. Doszło do niego, gdy karłowata planeta była jeszcze młoda. Nietypowy sposób kolizji wyjaśnia zarówno kształt, jak i na pozór niemożliwe położenie struktury.

Naukowcy rozwiązali tajemnicę serca na Plutonie

Naukowcy rozwiązali tajemnicę serca na Plutonie

Źródło:
The University of Arizona

Nawałnice nawiedziły w weekend Pakistan. Jak przekazały lokalne władze, gwałtowna aura przyczyniła się do śmierci ponad 40 osób. Ponad połowa z nich zginęła w wyniku rażenia piorunem. W południowo-zachodnich częściach kraju wprowadzono stan wyjątkowy.

W trzy dni w wyniku rażenia piorunem zmarło prawie 30 osób

W trzy dni w wyniku rażenia piorunem zmarło prawie 30 osób

Źródło:
PAP, Times of India

Kazachstan zmaga się z największą od 80 lat powodzią. Żywioł pustoszy ogromne obszary kraju, niesie ze sobą także ryzyko rozprzestrzenienia się niebezpiecznych chorób zakaźnych, między innymi wąglika. Dzieje się tak dlatego, że woda podmywa miejsca, w których składowane były szczątki zabitych i chorych zwierząt - podał w poniedziałek portal spik.kz.

Wody powodziowe podmywają siedliska wąglika

Wody powodziowe podmywają siedliska wąglika

Źródło:
PAP, spik.kz, tass.com, kt.kz

Ochłodzenie odczujemy zaraz po weekendzie, ale najzimniej będzie nieco później. Czy w najbliższym czasie możemy liczyć na powrót ciepła? Sprawdź długoterminową prognozę pogody na 16 dni, przygotowaną przez prezentera tvnmeteo.pl Tomasza Wasilewskiego.

Pogoda na 16 dni: nadciąga zimno, jakiego dawno nie widzieliśmy

Pogoda na 16 dni: nadciąga zimno, jakiego dawno nie widzieliśmy

Źródło:
tvnmeteo.pl