Duża lornetka wystarczy, żeby obserwować rekordowo bliski Ziemi przelot asteroidy 2012 DA14. Trzeba jej wypatrywać w piątek około godz. 21 na wschodnim niebie. - Będzie wyglądała jak gwiazda, która przemieszcza się na tle innych gwiazd - zapowiada w rozmowie ze "Wstajesz i weekend" Karol Wójcicki z Centrum Nauki Kopernik.
15 lutego planetoida 2012 DA14 zbliży się do Ziemi na odległość 24 tys. km. To mniej, niż wynoszą orbity niektórych naszych satelitów. Tak bliski przelot daje nam możliwość zobaczenia jej na niebie. Karol Wójcicki z Centrum Nauki Kopernik przekonuje, że warto skorzystać z tej okazji, bo choć nie raz słyszymy o ciekawych obiektach przelatujących w pobliżu naszej planety, to zwykle astronomom-amatorom nie udaje się ich zaobserwować.
Będzie się wznosić na niebie
- Ten widok był zarezerwowany tylko dla profesjonalnych obserwatoriów. Teraz każdy wykorzystujący nawet dużą lornetkę jest w stanie dostrzec ją na niebie jak w przeciągu kilku godzin od horyzontu wzniesie się prawie na wysokość gwiazdy polarnej i będzie bardzo szybko przemieszczała się po niebie - podkreśla Wójcicki.
Z Polski asteroida będzie widoczna na wschodnim niebie. - Około godziny 21 będzie ona już mniej więcej na 10 stopniach nad horyzontem. To jest wysokość umożliwiająca wypatrzenie jej nawet przez lornetkę - zapowiada Wójcicki. - Ta planetoida będzie wyglądała jak gwiazda, która po prostu przemieszcza się na tle innych gwiazd. I ten ruch będzie wyraźnie zauważalny - dodaje.
Potencjalnie groźne NEO
Mimo że odległość, na jaką 2012 DA14 przybliży się do Błękitnej Planety to w skali kosmicznej wręcz muśnięcie dwóch obiektów, zdaniem naukowców nie grozi nam ze strony planetoidy żadna katastrofa. Ta kwestia została dobrze zbadana, bo 2012 DA14 jest dosyć częstym gościem w naszych rejonach. Wynika to z tego, że ma mniej więcej taką samą orbitę jak Ziemia, czyli mniej więcej tak samo często obiega Słońce.
- Jest mnóstwo programów, które monitorują niebo i wyszukują te obiekty, które potencjalnie mogłyby nam zagrażać. Ta planetoida jest zaliczana do grupy tzw. NEO (ang. Near-Earth Objects - przyp. red.), czyli obiektów przelatujących blisko Ziemi. One są najbardziej dla nas niebezpieczne, ale póki co żaden z nich tak w stu procentach jeszcze nam nie zagraża - podsumowuje Wójcicki.
"Armageddon" to ciągle fantastyka
Jego zdaniem to optymistyczna wiadomość. Gorzej byłoby, gdyby namierzono jakiś obiekt o kursie kolizyjnym z naszą planetą, bo na razie nie ma opracowanych rozwiązań na taką sytuację. - Scenariusze rodem z "Armageddonu", gdzie Bruce Willis bohatersko ratuje nasza planetę, na razie są jeszcze trochę jednak fantastyką naukową - komentuje Wójcicki.
Autor: js//tka / Źródło: tvn24