Z Warszawy nad morze rowerem. 400 km w 5 dni

Z Warszawy nad morze rowerem
Z Warszawy nad morze rowerem
Z Warszawy nad morze rowerem

Pięć dni. Tyle potrzeba, żeby spokojnym tempem, bez pośpiechu i z pięknymi widokami dojechać rowerem z Warszawy do Tolkmicka nad Zalewem Wiślanym. W sumie pokonałyśmy niecałe 400 km.

Życie to nie tylko bieganie! W wakacje, gdy odpoczywam od zawodów, zazwyczaj wybieram się na krótszy lub dłuższy wyjazd rowerowy. A może by wyruszyć spod domu i dojechać nad morze? Zrobiłyśmy to!

Pierwszy plan był taki, żeby wybrać się do Szwecji. Rok wcześniej już tam byłyśmy - ja i mama, tak zwykle podróżujemy - i dobrze wryły nam się w pamięć piękne okoliczności: noclegi w cudownych, dowolnie wybranych miejscach, małe domki, świetne drogi i ogólne poszanowanie rowerzystów. No, ale… nie udało się. Wybrałyśmy wariant oszczędny: wsiąść na rower już w Warszawie, dojechać nad morze wzdłuż Drogi Krajowej nr 7 i wrócić pociągiem "Słonecznym". Ale nie, nie dokładnie wzdłuż, z pędzącymi autami, tylko w pewnym oddaleniu od DK.

Okazuje się, że to, co spotkałyśmy rok wcześniej w Szwecji – ale polepszone o bociany i kilka najwspanialszych, polskich smaczków – mamy pod nosem, w promieniu 20 km od domu! Czyli znów sprawdziło się stare powiedzenie: cudze chwalicie, swego nie znacie…

Dzień pierwszy: Warszawa – Joniec

Napisać, że zaczynamy bez pośpiechu, to nadużycie. Zupełnie nie możemy zebrać się z domu! Dzień wcześniej wróciliśmy z psami z tygodniowego wypadu w Beskid Niski. Trzeba przeprać rzeczy i zapakować sakwy. Nie mobilizuje fakt, że nic nas nie pogania – żaden pociąg ani samolot. Wyjść możemy o której tylko chcemy. I tak drzwi zatrzasnąć udaje się dopiero po 15. Do pokonania w planach jest 70 km. Start trasy zakładamy na końcowej stacji metra – Młocinach. Gdy wyruszamy z Ursynowa, zaczyna już grzmieć. Na Młocinach jest lepiej, ale czarne chmury straszą. Ruszamy jednak. Z cukru nie jesteśmy, a dodatkowe zabezpieczenie to peleryny rowerowe na deszcz, które mamy ze sobą.

Pierwsze kilometry z sakwami to zawsze czas na przyzwyczajenie się do dodatkowego pakunku na rowerze. Trochę się chwiejemy, trzeba mocniej trzymać kierownicę, wykonywać mniej gwałtowne ruchy. I pamiętać, że hamowanie jest trochę bardziej powolne, niż zwykle. Ja na bagażniku mam dwie zapakowane do pełna sakwy i spód od namiotu. Na kierownicy natomiast – dodatkową torbę z aparatami, kamerą i najbardziej potrzebnymi rzeczami.

Daleko nie ujeżdżamy. Po pokonaniu kilkunastu kilometrów, jeszcze w Puszczy Kampinoskiej kapitulujemy – zatrzymujemy się w niedużej knajpeczce i tam dopada nas deszcz. Dobra, przyznać trzeba, że po prostu dałyśmy się dopaść. Po godzinie czekania, zjedzeniu obiadu, deseru i wypiciu kawy, decydujemy się jednak zarzucić peleryny rowerowe i ruszyć w naszą drogę.

Pokonujemy brukowaną drogę przez Palmiry, aż docieramy do DK7 i dalej bocznymi drogami do mostu w stronę Nowego Dworu Mazowieckiego. Tam droga nie jest łatwa – jezdnia nie za bardzo jest w stanie pomieścić tiry i rowery, a i chodnik z kilometra na kilometr robi się coraz węższy. Pokonujemy jednak te trudności i wreszcie znajdujemy się na naszych wiejskich, lokalnych drogach! Tam dopada nas zachód słońca. Niesamowity! Zachód słońca za każdym razem jest niesamowity i za każdym razem zaskakuje, chociaż – jak podejrzewam – żyłoby się 100 lat i zachody oglądało codziennie.

Wkraczamy w małe wioski. Żadnego ruchu, prosta droga, ani się spostrzegamy, a robi się ciemno. Odpalamy lampki. Nieliczni kierowcy kulturalnie omijają nas szerokim łukiem. W końcu, po pokonaniu ponad 50 km docieramy do Jońca – niewielkiej miejscowości nad rzeką Wkrą.

Jest tam baza dla kajakarzy i pole namiotowe. W powietrzu czuć wyluzowaną atmosferę. Śmiechy dzieciaków, weseli dorośli, piękna rzeka… idealnie! Rozbijamy namiot i szybko zapadamy w sen… na chwilę. Okazuje się, że samochody na pobliskim drewnianym moście robią tyle hałasu, że zamiast spać w nocy bardziej czuwamy. W końcu nad ranem chwila ciszy. Śni mi się, że wprowadzili zakaz poruszania się aut po moście między godz. 4 a 7. – Przestały jeździć! – mówię niemal przez sen. – Taaaa, przestały – słyszę odpowiedź. I w tym momencie jakiś szalony kierowca szybko przejeżdża mostem, a ja czuję jakby jechał mi po głowie. „Turturutrruututuuurturtur”. W końcu, po wielu godzinach oczekiwania nastaje ranek.

Dzień drugi: Joniec – Mława

W drogę – mimo ciężkiej nocy – ruszamy z dobrym nastawieniem. Piękna pogoda, nic nie zwiastuje burzy. Wakacje! Pierwszy odcinek przez wsie nad Wkrą jest idealny. Weseli ludzie, zadbane ogródki, piękne, stare domy. W każdym ogródku kwiaty. Z czasem oddalamy się od rzeki i coraz bardziej zbliżamy do Mławy – naszego następnego przystanku.

Cały czas towarzyszą nam bociany. W większości są już podrośnięte, wiele z nich lata, ale są i takie, które czekają na to, aż do gniazda przyleci mama z jedzeniem. Niektóre dopiero próbują machać skrzydłami. Dla tych, którzy mieszkają poza miastem bocian to normalka, ale my naprawdę musimy wybierać się na wycieczki, żeby je pooglądać!

Gdy po 60 km okazuje się, że do celu zostało nam jeszcze 20, trochę się podłamujemy. I chociaż technicznie prosty, to chyba jest najtrudniejszy odcinek naszej trasy - dość monotonny, z pierwszymi podjazdami. Czekamy już na Mławę z wytęsknieniem. 17, 15, 10, 8 km… w końcu jest! Tablica wjazdowa z napisem "Mława". Ależ jest szczęście!

Śpimy w bursie, wieczorem wypuszczamy się też na pizzę. – Z owoców morza tylko tuńczyk, obawiam się – słyszę przy zamówieniu. Zaraz potem z głośników leci "Ona tańczy dla mnie". Jest dobrze! Humory mamy świetne, tym bardziej, że rano znów budzi nas pełne słońce.

Dzień trzeci: Mława – Grunwald

Postanawiamy zrobić sobie dzień trochę bardziej na luzie – już nie 80, ale bliżej 50 km. Nasz następny cel to Grunwald, a właściwie pole pod Grunwaldem, podobno jest tam kemping. Trasa jest już trochę inna niż na Mazowszu. Więcej podjazdów i zjazdów niż dotąd, zastanawiamy się, jak to możliwe, że tych drugich na razie mamy więcej. Nie wnikając, rozpędzamy się i chłodzimy wiatrem w upał.

Co jakiś czas, gdy najdzie nas ochota na picie albo jedzenie, zatrzymujemy się pod sklepem. Z zaopatrzeniem nie ma najmniejszego problemu – nawet w najmniejszych wioskach jest miejsce, gdzie można uzupełnić zapasy. Nie musimy nawet martwić się o pieczywo – zawsze na końcu trasy jest gdzie je kupić. Nie trzeba wozić wora pełnego jedzenia ze sobą.

Tak w większości wygląda nasza droga

Mamy też pierwsze jeziora, m.in. to, nad którym ocieramy się o burzę – jez. Szkotowskie. I chociaż miejscowy mówi, że nie będzie burzy, my widzimy pioruny. Dlatego jedziemy nad jezioro na szybką przekąskę. W czasie jedzenia oceniamy przepuszczalność parasoli i trwałość daszków, ale okazuje się, że faktycznie… burzy nie ma! Trzeba wierzyć ludziom. Jedziemy dalej.

Grunwald okazuje się niewielką wioską. Gdy docieramy na pole namiotowe, mamy wrażenie, że jesteśmy dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś Jagiełło pokonał Krzyżaków. Skwar totalny, dlatego łatwo nam sobie wyobrazić, jak na słońcu cierpieli zakuci w zbroje Krzyżacy. Teraz właśnie zbliża się rocznica wielkiej bitwy, dlatego okolice tętnią życiem.

Tuż obok na przykład odbywa się harcerski zlot. Impreza trwa do północy, ale to nie znaczy, że od rana jest spokój. O 7.30 budzi nas znów muzyka z głośników - harcerze wstają na apel. I dobrze, że nas obudzili, bo upał robi się już nieznośny i ledwo wytrzymujemy w namiocie. Szybki prysznic (w kolejce z harcerkami oczywiście), zakupy pamiątek i lecimy dalej. Kolejny cel: Morąg.

Dzień czwarty: Grunwald – Miłomłyn

Ruszamy z ulgą. Pole pod Grunwaldem na kilka dni przed rekonstrukcją bitwy nie należy do najspokojniejszych miejsc w tym kraju. Nasz cel to - nieco okrężną drogą - Morąg albo jego okolice. Około 70 km. Piękne drogi o idealnej nawierzchni, pola, małe wsie. Nie mijamy nawet stacji benzynowych – te są na drogach krajowych. I tylko zjazdy i podjazdy.

Gdy dojeżdżamy do Miłomłyna, postanawiamy: zostajemy tu. Tylko gdzie spać? W informacji turystycznej dowiadujemy się, że pole namiotowe jest po drugiej stronie „siódemki”. Trzeba przejechać tunelem pod trasą, zjechać na drogę techniczną i dalej kierować się wzdłuż DK na północ. Tam znajdziemy agroturystykę. Nastawiona jestem mocno sceptycznie - wolałabym mieszkać w samym Miłomłynie, a nie gdzieś na obrzeżach, pójść na spokojnie na obiad - ale po lekkim błądzeniu trafiamy w cudne miejsce! Jezioro, przystrzyżona trawa, małe drewniane domki, a między nimi miejsce do rozbicia namiotu. Przemiła właścicielka pokazuje nam, na którym pomoście można posiedzieć i w której knajpie są najlepsze obiady. I chociaż do miasta mamy kilka kilometrów, to dla nas żaden problem.

Rano orientuję się, że kilka lat temu byłam już w tym miejscu. Razem ze znajomymi przejeżdżaliśmy przez dawny most kolejowy tuż obok. Wtedy stanęłam na nim i robiłam zdjęcia miejsca, w którym jesteśmy teraz. Myślałam: ale fajnie żyją sobie ludzie nad takim jeziorem. No i faktycznie życie tam jest całkiem przyjemne!

Udaje się zrealizować też jeszcze jedną akcję – podrzucamy zbędne pakunki mojemu koledze, który wraca akurat znad morza. Okazuje się bowiem, że nabrałam rzeczy jak na dwa tygodnie, a nie tylko kilka dni. No i przygotowałam się na naprawdę ciężkie warunki pogodowe. Kto się spodziewał, że będziemy mieć cały tydzień w słońcu?

Teraz robi się lekko, a sakwy wreszcie bez problemu się domykają. Podjazdy już nie męczą tak bardzo jak wcześniej.

Dzień piąty: Miłomłyn – Tolkmicko

Telefon pokazuje: nad morze zostało nam jeszcze 68 km. I chociaż wiem, że pewnie będzie to bliżej 80, nie zrażamy się. Bierzemy dystans na jeden raz. Z Miłomłyna wybieram drogę trochę na około, ale z obietnicą ciekawych widoków na Kanał Elbląski. Najpierw przejeżdżamy jednak przez Wenecję. Wieś niewielka, kilka domów i zabytkowa kaplica z XVIII wieku. Między kaplicą a sklepem natomiast maluje się smutny widok zrujnowanego po pożarze budynku wielorodzinnego. Do pożaru doszło w kwietniu, a w jego wyniku dach nad głową straciło 20 osób. Na szczęście nikt nie zginął. Teraz po tych smutnych wydarzeniach pozostało wspomnienie: sypiące się ściany i… wciąż kwitnące ogrody. Aż trudno uwierzyć, że zaraz przez drzwi balkonowe nie wyjdzie ktoś zagadać i usiąść wśród kwiatów.

Wenecja. Zaraz tam będziemy

Jedziemy dalej. Z Wenecji prowadzi nas kilkukilometrowa, szutrowa droga – jedyny tak długi nieasfaltowy odcinek na naszej trasie. Nie mogę się już doczekać, jak zobaczymy pochylnie i śluzy. I gdy docieramy do jednej z najciekawszych – pochylni Buczyniec – okazuje się, że… właśnie trwają na niej prace budowlane. – Jeszcze dwa lata. Najmniej! – słyszymy od budowlańca na miejscu. W tym momencie żegnamy się już na dobre z oglądaniem wynalazków techniki na Kanale. Obieramy najprostszą z możliwych dróg i kierujemy się prosto do Tolkmicka. Gdybym tylko wiedziała o tym wcześniej, nasza droga byłaby duuużo krótsza!

Tymczasem w głowie kołacze mi się jeszcze jeden niepokojący fakt: zanim dojedziemy nad Zalew Wiślany, trzeba będzie jeszcze pokonać Wysoczyznę Elbląską. I wprawdzie na końcu czeka nas kilkunastokilometrowy zjazd, ale trzeba będzie na niego naprawdę ciężko zapracować. Zanim jeszcze wbijamy się w góry, dostajemy w kość od wiatru – wieje nam prosto w twarz, pedałuje się naprawdę ciężko. "Będzie klops, jak ten wiatr nie przestanie wiać" – myślę.

W końcu zaczynają się podjazdy. Przed wiatrem na szczęście osłania nas las. Rozpędu ze zjazdów nie wystarcza jednak na pokonanie nawet połowy nachylenia pod następną górę. Sytuację pogarsza jeszcze tragiczny asfalt. Odkąd przekroczyłyśmy granicę powiatu elbląskiego, w zasadzie nie mamy równych dróg. Wszystkie są połatane betonową mieszanką, albo tak popękane, że wyglądają jak skóra jakiegoś wielkiego gada. Podjazdy po czymś takim to koszmar, a zjazdy tylko denerwują – nie da się na nich zupełnie rozpędzić.

Wciąż jednak mamy obietnicę długiego zjazdu na końcu. I tą nadzieją się karmimy. W końcu, po przekroczeniu DK 22 robi się lżej. Koniec gór, zostają nam już tylko proste drogi w stronę wybrzeża. Poprawia się też asfalt. Obie drogi wojewódzkie, które prowadzą do Tolkmicka, są po remoncie. My wybieramy tę z numerem 503. Na tym ostatnim odcinku dopada nas przepiękny zachód słońca. Oczywiście jest też obiecany zjazd. Nad Zalew Wiślany docieramy w chwili, gdy nad horyzontem wisi pomarańczowa kulka. Lepszego momentu nie mogłyśmy wybrać! Teraz już tylko prosta droga do portu i obiad. A głodne jesteśmy okropnie, bo zamiast 80 wyszło nam 100 km!

Widoki na trasie zachwycają!

Cel osiągnięty: dojeżdżamy z Warszawy właściwie nad morze, chociaż nad to prawdziwe nie decydujemy się przedostać. Następny dzień ma być ostatnim z ładną pogodą. Chcemy wykorzystać go na spokojny przejazd do Elbląga. Chcemy zrobić to tak, żeby nie trzeba było podjeżdżać tego, co jeszcze przed chwilą zjeżdżałyśmy.

Dzień szósty: powrót

Postanawiam wybrać drogę wzdłuż Zalewu Wiślanego. Dzięki temu udaje się uniknąć ekstremalnych wrażeń i zadyszki. Mamy też ostatnie spotkanie z Zalewem. Na całkiem miłej, kameralnej plaży w Kadynach pijemy kawę i potem kierujemy się dalej w stronę Elbląga. Ale wciąż nie główną drogą, ale bokami – przez Suchacz z carską fabryką ceramiki i Nadbrzeże, gdzie kiedyś była cegielnia. Jedziemy wzdłuż nieużywanej już linii kolejowej z Elbląga do Braniewa.

Linia wybudowana została pod koniec XIX wieku, a jedną z miejscowości, w której stawał pociąg, były wspomniane wcześniej Kadyny – cesarz Niemiec Wilhelm II miał tam swoją letnią rezydencję. W Tolkmicku, gdzie dziś jest zabytkowy dworzec kolejowy, można było przesiąść się na prom do Krynicy Morskiej. Kto chciał jechać dalej, mógł dostać się do Królewca. Linia była bardzo popularna w latach 80, ale po zmianach ustrojowych zaczęła podupadać. Coraz mniej turystów wybierało się na wczasy nad Zalew Wiślany, dlatego utrzymywanie pociągu przestało się opłacać. W 2006 roku kursy zostały zawieszone. Po roku 2010 udało się zorganizować weekendowe przejazdy z Elbląga do Braniewa, ale lata 2012-13 to już tylko trasa Elbląg – Frombork. Teraz kursów nie ma już wcale, a stacje kolejowe wyglądają tak, jakby od lat nikt na nich nie bywał.

Stacje kolejowe są zupełnie zarośnięte

Po kilku godzinach podziwiania okolic dojeżdżamy do Elbląga. Stąd już pociągami osobowymi do domu.

Polska jest dla rowerów!

Wnioski? Polska JEST dla rowerów. W ostatnich latach kierowcy nauczyli się żyć z rowerzystami. Większość omija rowery szerokim łukiem, zjeżdżając na przeciwny pas. Im auto większe, tym kierowca ostrożniejszy. Inne wnioski: warto dobrze sprawdzić możliwości noclegu. Nie wszystko jest na mapach Google. Po Polsce, zwłaszcza w mało turystycznych miejscach jak nasze północne Mazowsze, jeździ rowerami mało ludzi, dlatego baza noclegowa nie jest aż tak rozbudowana, jak np. na Mazurach. Jeżeli nie chcemy wydać masy pieniędzy na wyjazd, dobrze ruszyć na trasę z listą kempingów czy kwater. Acha, ludzie, których spotyka się na trasie, są świetni!

Jak się przygotować?

Cały wyjazd zorganizowałyśmy jak najniższym kosztem - koszt to ok. 500 zł na osobę. Spałyśmy na polach namiotowych (ok. 20 zł za osobę), jadłyśmy to, co było na miejscu w sklepach i przydrożnych knajpkach. Z powrotem z Elbląga wracałyśmy z przesiadką pociągami osobowymi: najpierw do Malborka i stamtąd pociągiem Kolei Mazowieckich "Słonecznym". W żadnym z tych pociągów nie trzeba rezerwować miejsc dla siebie ani dla roweru, a te ostatnie przewozi się za darmo.

Ze sobą miałyśmy:

- namiot (jeden na dwie osoby), - maty samopompujące do spania, - śpiwory, - butlę z palnikiem - żeby rano napić się kawy, - czajnik, dwa kubki - żeby było z czego ją wypić, - ubrania - spodenki z pampersem, spodenki normalne (do zwiedzania), koszulki zwykłe, kaski, po jednej bluzie, po jednej parze długich spodni, kaski, rękawiczki rowerowe, peleryny rowerowe, - zestaw naprawczy: dętki (po dwie na głowę), łyżki, pompkę, skuwacz do łańcucha, WD40, smar, - po dwa bidony (0,75 l.) z wodą na osobę, - mapnik - po to, by w czasie jazdy cały czas móc zerkać na mapę, - mapy: woj. mazowieckiego, okolic Kanału Elbląskiego i Wysoczyzny Elbląskiej. Najlepiej sprawdzały się mapy o skali ok. 1:100 000, 1:50 000 za często trzeba było przewracać w mapniku.

Przed wyjazdem dobrze jest zaplanować ogólnie trasę. Tak, by będąc na miejscu, pozostawić sobie możliwość zmiany na bieżąco. Jeżeli spodoba nam się jakieś miejsce, zatrzymajmy się. Jeżeli zachwyci nas kemping, który właśnie mijamy, przenocujmy tam - taką właśnie wolność dają rowery.

Więcej na blogu Tak, dobiegnę

Autor: Katarzyna Karpa

Pozostałe wiadomości

W samolot Polskich Linii Lotniczych LOT nad Szczecinem uderzył piorun. Maszyna musiała zawrócić do Warszawy.

Piorun uderzył w samolot LOT

Piorun uderzył w samolot LOT

Źródło:
tvnmeteo.pl

Wtorek w niektórych regionach kraju może przynieść burze. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał alerty. Synoptycy w części kraju ostrzegają również przed intensywnymi opadami deszczu.

Burze, grad i dużo deszczu. Alerty IMGW w wielu miejscach

Burze, grad i dużo deszczu. Alerty IMGW w wielu miejscach

Źródło:
IMGW

Pogoda na dziś. Wtorek 16.04. prawie w całym kraju zapowiada się pochmurno i deszczowo, a z uwagi na silny wiatr będzie także zimno. Zapanują niekorzystne warunki biometeo.

Pogoda na dziś - wtorek 16.04. Przed nami zimny i wietrzny dzień

Pogoda na dziś - wtorek 16.04. Przed nami zimny i wietrzny dzień

Źródło:
tvnmeteo.pl

Kwiecień nie przestanie nas zaskakiwać pod względem pogodowym. W najbliższych dniach czeka nas trochę zimowej pogody - miejscami popada śnieg z deszczem, a temperatura w najcieplejszym momencie dnia wyniesie zaledwie 4 stopnie Celsjusza. Czy możemy liczyć na powrót cieplejszej aury?

Zmiana w pogodzie. Czeka nas powrót zimowych opadów

Zmiana w pogodzie. Czeka nas powrót zimowych opadów

Źródło:
tvnmeteo.pl

Rozpoczęło się czwarte światowe blaknięcie raf koralowych. Jak potwierdzili badacze z amerykańskiej Narodowej Służby Oceaniczno-Atmosferycznej, doszło do niego w ponad połowie wodnych ekosystemów. Chociaż proces ten do tej pory był odwracalny, naukowcy obawiają się, że tym razem stracimy wiele raf.

Rafy koralowe blakną przez stres cieplny. "Przekroczyliśmy punkt krytyczny"

Rafy koralowe blakną przez stres cieplny. "Przekroczyliśmy punkt krytyczny"

Źródło:
Reuters, NOAA

Nowy gatunek mrówki, nazwany na cześć Lorda Voldemorta, czarnego charakteru z serii "Harry Potter", został odkryty w Australii. Jak tłumaczyli badacze, którzy wpadli na jego ślad, owad ma sporo wspólnego z Mrocznym Panem - ma smukłe i wydłużone ciało, a swoje dnie spędza w ciemnościach.

Oto mrówka Lorda Voldemorta. "Przerażający łowca w ciemności"

Oto mrówka Lorda Voldemorta. "Przerażający łowca w ciemności"

Źródło:
University of Western Australia

Charakterystyczny ślad na powierzchni Plutona przypominający serce najprawdopodobniej powstał w wyniku zderzenia z innym ciałem niebieskim. Doszło do niego, gdy karłowata planeta była jeszcze młoda. Nietypowy sposób kolizji wyjaśnia zarówno kształt, jak i na pozór niemożliwe położenie struktury.

Naukowcy rozwiązali tajemnicę serca na Plutonie

Naukowcy rozwiązali tajemnicę serca na Plutonie

Źródło:
The University of Arizona

Nawałnice nawiedziły w weekend Pakistan. Jak przekazały lokalne władze, gwałtowna aura przyczyniła się do śmierci ponad 40 osób. Ponad połowa z nich zginęła w wyniku rażenia piorunem. W południowo-zachodnich częściach kraju wprowadzono stan wyjątkowy.

W trzy dni w wyniku rażenia piorunem zmarło prawie 30 osób

W trzy dni w wyniku rażenia piorunem zmarło prawie 30 osób

Źródło:
PAP, Times of India

W rosyjskim obwodzie tiumeńskim, położonym na Syberii, sytuacja powodziowa jest bardzo trudna. Zdaniem gubernatora tego regionu poziom wody w rzekach może osiągnąć rekordowo wysokie wartości. W Kurganie w związku z powodzią ewakuowano ponad siedem tysięcy osób.

"Rodacy, natychmiast opuśćcie te obszary"

"Rodacy, natychmiast opuśćcie te obszary"

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters

Kazachstan zmaga się z największą od 80 lat powodzią. Żywioł pustoszy ogromne obszary kraju, niesie ze sobą także ryzyko rozprzestrzenienia się niebezpiecznych chorób zakaźnych, między innymi wąglika. Dzieje się tak dlatego, że woda podmywa miejsca, w których składowane były szczątki zabitych i chorych zwierząt - podał w poniedziałek portal spik.kz.

Wody powodziowe podmywają siedliska wąglika

Wody powodziowe podmywają siedliska wąglika

Źródło:
PAP, spik.kz, tass.com, kt.kz

Po gorącym, a miejscami nawet upalnym weekendzie, w Chorwacji nastąpi diametralna zmiana aury. W tym tygodniu miejscami ma pojawić się śnieg, poza tym powieje silny wiatr - donosi w poniedziałek dziennik "Jutarnji list".

W Chorwacji jest upalnie. Lada moment miejscami spadnie śnieg

W Chorwacji jest upalnie. Lada moment miejscami spadnie śnieg

Źródło:
PAP

Ochłodzenie odczujemy zaraz po weekendzie, ale najzimniej będzie nieco później. Czy w najbliższym czasie możemy liczyć na powrót ciepła? Sprawdź długoterminową prognozę pogody na 16 dni, przygotowaną przez prezentera tvnmeteo.pl Tomasza Wasilewskiego.

Pogoda na 16 dni: nadciąga zimno, jakiego dawno nie widzieliśmy

Pogoda na 16 dni: nadciąga zimno, jakiego dawno nie widzieliśmy

Źródło:
tvnmeteo.pl

W górach Tàrbena, które położone są w hiszpańskiej prowincji Alicante, wybuchł w niedzielę pożar, który jak dotąd strawił 800 hektarów ziem. Trzeba było ewakuować 180 osób.

Pożar w górach w Alicante. Zarządzono ewakuację

Pożar w górach w Alicante. Zarządzono ewakuację

Źródło:
Reuters, elconfidencial.com

Argentyna zmaga się z największą epidemią dengi w historii kraju. W ostatnich miesiącach z jej powodu zmarło prawie 200 osób. Choroba ta roznoszona jest przez komary i według lokalnych mediów władze z nadzieją czekają teraz na dostawę preparatów owadobójczych z Polski.

Argentyna walczy z największą w historii epidemią. Czeka na pomoc z Polski

Argentyna walczy z największą w historii epidemią. Czeka na pomoc z Polski

Źródło:
PAP

Na Kontakt 24 otrzymaliśmy nagranie tańczących żurawi. Temu niezwykłemu spektaklowi przyglądał się z oddali jeleń. - Taniec ptaków jest po prostu niesamowity. Widać, jak skoordynowane są ich ruchy. Robią wszystko identycznie - opowiada pan Dawid, autor nagrania.

"Żurawie tańczyły, a jeleń stał obok i tylko podziwiał". Nagranie

"Żurawie tańczyły, a jeleń stał obok i tylko podziwiał". Nagranie

Źródło:
tvnmeteo.pl, Kontakt 24

Żmije zygzakowate są coraz bardziej aktywne. W przypadku ukąszenia należy zachować spokój i natychmiast wezwać pomoc. Nie wszystkie ataki kończą się zatruciem, ale warto zachować czujność nawet wtedy, gdy czujemy się dobrze.

Ostrożnie na spacerach! "Wstrząs może wystąpić nawet 16 godzin po zdarzeniu"

Ostrożnie na spacerach! "Wstrząs może wystąpić nawet 16 godzin po zdarzeniu"

Źródło:
PAP

Ulewne deszcze spowodowały, że na indonezyjskiej wyspie Sulawesi (Celebes) doszło do osunięć ziemi. Zginęło co najmniej 19 osób - podały w niedzielę lokalne władze. Ucierpiały szczególnie okolice osady Makale w dystrykcie Tana Toraja. Trwają tam poszukiwania dwóch zaginionych osób.

Indonezja. 19 osób zginęło na skutek osunięcia się ziemi

Indonezja. 19 osób zginęło na skutek osunięcia się ziemi

Źródło:
PAP, Reuters

Powodzie błyskawiczne nawiedziły Afganistan. W ciągu ostatnich trzech dni w wyniku żywiołu zginęły co najmniej 33 osoby, a 27 zostało rannych - poinformował w niedzielę Abdullah Janan Saik, rzecznik resortu zarządzania kryzysowego. Przez sąsiedni Pakistan przetoczyły się gwałtowne burze. Tam też doszło do powodzi.

Kilkaset zalanych domów, ofiary śmiertelne

Kilkaset zalanych domów, ofiary śmiertelne

Źródło:
PAP

Naukowcy uczą czworonożnego robota-psa poruszania się po górzystym terenie. Ćwiczenia odbywają się na terenie Mount Hood w amerykańskim stanie Oregon. Teren ten ma symulować ekstremalne warunki panujące na Księżycu i Marsie.

Robot-pies uczy się chodzić po terenie przypominającym powierzchnię Marsa

Robot-pies uczy się chodzić po terenie przypominającym powierzchnię Marsa

Źródło:
BBC, Reuters

Tegoroczny sezon pożarowy w Kanadzie może być "katastrofalny", podobnie jak zeszłoroczny - poinformowały władze tego kraju. Zdaniem ekspertów wpływ na ilość, siłę i zasięg pożarów, które mogą wybuchnąć w tym roku, mają ponadprzeciętnie wyższa temperatura powietrza i zjawisko El Niño.

To może być kolejny "katastrofalny" sezon pożarowy

To może być kolejny "katastrofalny" sezon pożarowy

Źródło:
Reuters

W wyniku powodzi, które nawiedziły Kenię, zginęło co najmniej 13 osób - poinformowało w piątek biuro Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Koordynacji Pomocy Humanitarnej. Żywioł zmusił do przesiedlenia około 15 tysięcy osób. W Tanzanii również zmagają się z powodzią.

Autobus szkolny utonął w zalanym wodą wąwozie

Autobus szkolny utonął w zalanym wodą wąwozie

Źródło:
PAP

Choć to dopiero pierwsza połowa kwietnia, to drzewa w wielu miejscach są już zielone, zakwitły kasztanowce, magnolie, tulipany. Widać też żółte dywany rzepaku. Taki "wybuch" wiosny może nas cieszyć, jednak należy pamiętać, że może mieć też negatywne konsekwencje. Jak podkreśla Maja Popielarska, prezenterka tvnmeteo.pl i prowadząca programu "Nowa Maja w ogrodzie" w HGTV, niemal wszystko kwitnie w jednej chwili, a to "zaburza pracę owadów zapylających, które później będą mieć mniej pokarmu".

Wiosna "dostała zadyszki". Niektóre rośliny kwitną miesiąc wcześniej

Wiosna "dostała zadyszki". Niektóre rośliny kwitną miesiąc wcześniej

Źródło:
tvnmeteo.pl, TVN24, IMGW

Pod koniec maja w szkockim jeziorze Loch Ness rozpoczną się kolejne poszukiwania słynnego potwora. O pomoc została poproszona amerykańska agencja kosmiczna. - Mamy nadzieję, że eksperci z NASA mogą dysponować zaawansowaną technologią obrazowania do skanowania jeziora. Musielibyśmy usiąść i porozmawiać z nimi o tym, jak ją tu sprowadzić - powiedziała Aimee Todd z Loch Ness Centre. W tym roku mija 90 lat od pierwszej zorganizowanej ekspedycji w celu wyjaśnienia tajemnicy.

Będą szukać potwora z Loch Ness. Proszą NASA o pomoc

Będą szukać potwora z Loch Ness. Proszą NASA o pomoc

Źródło:
PAP

W berlińskim Muzeum Obrzydliwej Żywności można spróbować pieczonych świerszczy, byczego prącia czy smażonej tarantuli. - Chcę prowadzić działania edukacyjne na temat uprzedzeń kulinarnych i kulturowych - mówi dyrektorka Aleksandra Bernsteiner.

Jak smakuje smażona tarantula albo prącie byka? Tu można się o tym przekonać

Jak smakuje smażona tarantula albo prącie byka? Tu można się o tym przekonać

Źródło:
Reuters

Ptak naśladował dźwięk syreny policyjnej w angielskim hrabstwie Oxfordshire. Zwierzęciu udało się niemal idealnie odwzorować charakterystyczny odgłos towarzyszący przejazdowi auta na sygnale. Jak potwierdzili funkcjonariusze w mediach społecznościowych, to wcale nie spóźniony żart primaaprilisowy.

Ptak zaśpiewał jak syrena policyjna

Ptak zaśpiewał jak syrena policyjna

Źródło:
Reuters, BBC, All About Birds

Policja z Florydy ratowała ludzi uwięzionych przez wody powodziowe. W czwartek nad miastem Tallahassee przeszły dwie silne burze, które przyniosły lokalnie ponad 250 litrów deszczu na metr kwadratowy. Opady uszkodziły drogi, domy i samochody.

Wody przybywało, zostali uwięzieni. Nagranie

Wody przybywało, zostali uwięzieni. Nagranie

Źródło:
Reuters, Tallahassee Democrat, NWS

- Obecne zmiany klimatyczne będą miały reperkusje przez dziesiątki tysięcy, a nawet setki tysięcy lat - podkreśla geolog Jan Zalasiewicz, emerytowany profesor Uniwersytetu w Leicester, który jest jednym z inicjatorów koncepcji ustanowienia epoki nazywanej antropocenem. Jak mówi, "zmieniliśmy biologię w każdym zakątku Ziemi w niespotykanej wcześniej skali i wyjątkowo krótkim czasie".

"Pod tym względem jesteśmy wyjątkowi w historii świata". Co po nas zostanie?

"Pod tym względem jesteśmy wyjątkowi w historii świata". Co po nas zostanie?

Źródło:
PAP

Lisy mogły być najlepszymi przyjaciółmi społeczności łowiecko-zbierackich. Na dawnym cmentarzu w Argentynie archeolodzy odnaleźli szczątki przedstawiciela gatunku Dusicyon avus, wymarłego kuzyna dzisiejszych psowatych. Sposób pochówku zwierzęcia wskazywał na to, że było ono bliskim towarzyszem jednego z ówczesnych mieszkańców Patagonii.

Lisy mogły być najlepszymi przyjaciółmi człowieka

Lisy mogły być najlepszymi przyjaciółmi człowieka

Źródło:
CNN, NY Times

Mieszkańcy jednego z bloków w warszawskim Śródmieściu znaleźli na klatce schodowej węża zbożowego. Liczącego ponad 1,2 metra egzotycznego gościa odłowili strażnicy miejscy.

Na schodach przestraszył ich czerwony wąż

Na schodach przestraszył ich czerwony wąż

Źródło:
PAP